Blisko na urlop

BLISKO NA URLOP

Przygnębiony wróciłem z kilku krótkich wyjazdów za granicę. Pandemia niby osłabła, ale na lotniskach tego nie widać. Pół wieku temu kultową lekturą była książka francuskiego antropologa Claude’a Lévi-Straussa „Smutek tropików”. Dzisiaj ktoś powinien napisać bardziej aktualne dzieło „Smutek lotnisk”. Są na oko opustoszałe, ale wszędzie tam, gdzie trafimy, kłębi się tłumek zdenerwowanych, zdezorientowanych ludzi. Pracuje tylko kilka stanowisk przyjmujących bagaż, przybyło punktów kontroli, nie tylko paszportów i bezpieczeństwa bagażu ręcznego, ale też papierów zdrowotnych.  Nigdy nie wiadomo, na co wpadnie uzbrojony człowiek te kwity oglądający. Może przepuścić, zatrzymać albo odesłać na jakieś badania czy zgoła zarządzić kwarantannę.

Jeśli dzisiaj ktoś mówi o atrakcyjności długich podróży urlopowych, to albo nie ma o tym zielonego pojęcia, albo powtarza komunały z dawnych reportaży. Dzisiaj daleki wyjazd to niebezpieczny tor przeszkód, ryzyko, zmęczenie, przepychanie się w tłumie spoconych ludzi. I gigantyczne koszty, jeśli coś pójdzie nie tak.

Wybierajmy się więc na urlop blisko miejsca, w którym mieszkamy. Nie sugeruję, broń Boże!, wycieczki z namiotem do podmiejskiego zagajnika, ale skorzystanie z fantastycznych możliwości, jakie powstały niespodziewanie, bez większego rozgłosu. Mamy mnóstwo miejsc położonych w cudownych zakątkach przyrody, gdzie można się zatrzymać na tydzień lub dwa. Wypoczywa się tam w komfortowych warunkach, właściciele zabiegają o to, żeby było nam przyjemnie i karmią tak, że w trakcie urlopu trzeba zacząć myśleć o późniejszej diecie odchudzającej.

Polska stała się fantastycznym krajem turystycznym. Przeszliśmy bardzo szybko od wstępnego etapu tzw. agroturystyki do rozwiniętej, bardzo zadbanej i świetnie zorganizowanej obsługi przybyszów. Jeśli ktoś poszukuje miary awansu cywilizacyjnego Polski, niech wyjedzie gdziekolwiek na krajowy urlop. Nie do pięciogwiazdkowych, nabzdyczonych hoteli, tylko do pensjonatów, pensjonacików, przerobionych na hotele pałaców czy właśnie agroturystyki. Dawniej oznaczała ona beznadziejną nudę mieszczuchów, którzy plątali się bez celu po obejściu, lawirując między pozostawionymi przez inwentarz żywy resztkami trawienia. Spali na skrzypiących łóżkach, myli się w miednicy, a o potrzebach naturalnych lepiej nie wspominać. Teraz jest naprawdę super, goście mają wszystko, co im potrzeba, plus uśmiech i przyjazną obsługę gospodarzy.

A krajobrazowo Polska jest wyjątkowo piękna. Dlatego też jestem pewien, że chęć spędzania „urlopu niedaleko” będzie błyskawicznie narastać. Mam dobrą wiadomość dla wszystkich, którzy są w biznesie hotelowo-pensjonatowo- restauracyjnym. Według ostatnich statystyk Polacy wydają na wypoczynkowe podróże krajowe 3,7 mld euro rocznie, a Finowie – ponad dwa razy tyle. Finów jest siedem razy mniej niż Polaków, kraj mają turystycznie trudny. Zimą jest piekielny mróz, a latem komary mogą człowieka zagryźć. Perspektywy zwiększenia tego naszego wewnętrznego wędrowania po Polsce są więc znakomite. Zacznijmy korzystać z nich natychmiast, jeszcze w tym roku, delektując się pięknem przyrody, zacisznym spokojem i kulinarnymi przygodami, czekającymi wszędzie.

Warto też zainteresować się najbliższymi sąsiadami. Można tam znaleźć spokój, klimat, jaki lubimy,  i cywilizację, którą rozumiemy. Zrobiła tak moja bliska znajoma, Pani Ewa, kobieta wszechstronnie wykształcona, z wielkimi sukcesami zawodowymi i jeszcze większym doświadczeniem międzynarodowym. Opowiada: „Wróciłam z urlopu w Burgenland. Burger…  co?, pytają znajomi. A gdzie to jest? No więc Burgenland to najbardziej wysunięty na wschód kraj związkowy Austrii, graniczący na krótkim odcinku ze Słowacją  na północy, z Węgrami na wschodzie i ze Słowenią na południu. Kraina wina, słońca, uśmiechniętych ludzi, przytulnych knajpek, ciepłego jeziora Neusiedler See, parków narodowych i 2500 km fantastycznie utrzymanych ścieżek rowerowych. Nota bene wypożyczenie roweru to wydatek 12 euro za dzień. I blisko. Z Krakowa tylko pięć godzin samochodem, tyle co z Warszawy na Hel”.

Urlop powinien być najprzyjemniejszą, wyczekiwaną częścią roku. Nie można dopuszczać, żeby zaczynał się jakąś szamotaniną na lotnisku, strzępił nerwy w czasie pobytu w egzotycznym miejscu i dodatkowo zmęczył przy powrocie. To hasło było już używane, ale warto je przypomnieć w kontekście wakacyjnego wypoczynku. Teraz Polska!

Tadeusz Jacewicz