Za cztery miesiące przeżyjemy albo wielki zbiorowy zawód, albo jeszcze większą radość. Po 36 latach bezskutecznych wysiłków dostaliśmy się do finałów piłkarskich mistrzostw świata. Znękani chaosem codziennego życia tęsknimy do wielkiego, czystego sukcesu.

W reprezentacji gra 11 piłkarzy, kilkunastu innych stanowi rezerwę, ale powszechnie uważamy, że wszystko zależy od jednego człowieka. Nazywa się Robert Lewandowski.
Każda drużyna narodowa miała i ma swoje gwiazdy. W latach 50. Węgrzy wystawili jedenastkę prawie samych gwiazdorów, a nazwiska Grosics, Puskás, Kocsis do dzisiaj sporo znaczą w historii futbolu. Niemcy mieli Hahna, Müllera, Beckenbauera. Anglicy – Shiltona, Besta, później Gascoigne i Beckhama. Nigdzie nie było jednak – i nie ma dzisiaj – takiego uzależnienia od jednego zawodnika jak u nas. Lewandowski jest naszym bohaterem.