Uchodźcy ukraińscy, mieszkający w wielkich pomieszczeniach (hale wystawowe, ośrodki sportowe i inne obiekty doraźnie przystosowane do tego celu), od stycznia mają płacić za pobyt. Stawka dzienna wynosi dzisiaj ok. 60 zł, pokrywa ją państwo. Za miesiąc będą nią obciążeni uchodźcy.

Osłupiałem, kiedy to przeczytałem. Wymyślił to nie tylko człowiek bez serca, ale też kompletny analfabeta polityczny. Wspaniale wypadliśmy natychmiast po inwazji Rosji na Ukrainę i do dzisiaj podziwia nas za to świat. My też powinniśmy sobie nieustannie gratulować szlachetności, hojności, zmysłu organizacyjnego, instynktu podania ręki ludziom w tragicznych chwilach ich życia. W mieszkaniach i domach (a nie dysponujemy na ogół rozległymi rezydencjami) przyjęliśmy matki z dziećmi, ludzi starych, niepełnosprawnych, bezradnych. Daliśmy im wszystko, co można ze skromnych budżetów rodzinnych wycisnąć. Był to spontaniczny odruch serca milionów ludzi. Jak dawniej, w najlepszych czasach Solidarności.

Rząd zaczął reagować trzy tygodnie później.

Teraz to wszystko jednym ruchem zniszczymy. W noclegowniach zamiast wdzięcznych, będziemy mieli tysiące nieszczęśliwych, złorzeczących ludzi. Tam nie mieszkają Ukraińcy jeżdżący mercedesami i porsche. Dla matki z dwojgiem dzieci 120 czy 180 zł dziennie jest abstrakcją. Jeśli nie zapłacą, kto je będzie wyrzucał. I dokąd? Media tym energicznie się zajmą. Nie tylko polskie. Błyskawicznie stracimy kapitał szacunku i wdzięczności, zgromadzony ogromnym wysiłkiem i kosztem.

Bardzo proszę naszych najważniejszych, zastanówcie się. Budżet jest pusty, ale rząd trwoni pieniądze na limuzyny dla dygnitarzy. Pałac Saski ma już spółkę z wysoko opłacanym zarządem. Na lotnisko w Baranowie, które nigdy nie powstanie, poszło już 500 milionów. Jak ktoś ma czelność szukać pieniędzy u nieszczęsnych uciekinierów, którzy nie mają gdzie, i niekiedy do kogo, wracać!

W Ameryce istnieje dobry zwyczaj ujawniania nazwisk pomysłodawców ustaw i innych ważnych decyzji. Koniecznie trzeba to wprowadzić w Polsce, żeby poznać głupców i utworzyć ich listę. Po to, żeby już do żadnego urzędu czy funkcji nie trafili. Na czele tego spisu matołów powinien być autor koncepcji opłat za noclegi Ukraińców.

Politycy chcą jak najdłużej rządzić, u nas i zresztą wszędzie. Żeby rządzić, trzeba robić jak najmniej błędów i dbać o poparcie ludzi. Na świecie każdy rozsądny rząd korzysta z bystrych ekspertów, badają różne warianty i scenariusze, zanim decyzja zapadnie. U nas mamy wielkie gabinety polityczne i tłumy doradców, ale to są tylko dobrze płatne fuchy dla partyjnych aktywistów i kuzynów wujenki. Szarych komórek tam mało.

Minister obrony kupuje wszystko, co mu gdziekolwiek pokażą. Wygląda na to, że będziemy mieli największe siły pancerne świata. Rosja wyjdzie z wojny osłabiona, więc przeciwko komu będą te sprowadzane z różnych stron świata czołgi? Zapłacimy za nie ogromne pieniądze, potem będą rdzewiały w zielonych garnizonach. Działa instynkt rodem z PRL, kiedy kupowano cokolwiek, co pojawiło się w sklepach, bo za chwilę już tego nie było. Tymczasem w gospodarce rynkowej sztuką jest nie kupić, ale sprzedać. Tego nie potrafimy.

Rok temu była w Warszawie szefowa amerykańskiego wywiadu z informacją, że Rosja zaatakuje Ukrainę. Rząd puścił wiadomość mimo uszu, zamiast natychmiast kupować gaz i ropę do magazynów, a przede wszystkim węgiel. Także rosyjski, bo najbliżej i najtańszy. Dzisiaj mielibyśmy go w bród po rozsądnej cenie. Nie trzeba by rujnować budżetu, żeby ludzie nie marzli zimą.

Marzyłem o innej, szybkiej i przemyślanej, reakcji rządu w końcu ub. roku po otrzymaniu informacji o niemal pewnej inwazji. Można było w serii rozmów z Zachodem przedstawić scenariusz milionów ukraińskich uchodźców w Polsce. Zażądać potężnego wsparcia finansowego, które z pewnością byśmy otrzymali. W takich sytuacjach wygrywają ci, którzy działają zdecydowanie i z wyobraźnią. Nie kiwnęliśmy palcem i sami płacimy za pomoc Ukraińcom. Teraz usiłujemy jakieś grosze z nich wycisnąć.

Zastanówcie się. Budżet już się chwieje, wkrótce nie udźwignie ciężaru rozdawanych (często bez sensu) pieniędzy, długów ukrytych w różnych trudnych do kontroli funduszach, zbrojeń i absurdalnych inwestycji. Zajrzy nam w oczy bankructwo. Grecja już to tragicznie i boleśnie przeżywała.

Trzydzieści trzy lata temu też byliśmy bankrutem, ale świat nas uwielbiał i spieszył z pomocą. Dzisiaj nie mamy przyjaciół, prócz tych na krótkie chwile, kiedy coś od kogoś kupimy. Nikt nie będzie redukować nam długów ani oferować specjalnych kredytów. Zostaniemy sami, zadłużeni, biedniejący.

Jeszcze są niewielkie szanse na odwrócenie nieszczęścia. Proszę, zastanówcie się, jak je szybko wykorzystać.

Tadeusz Jacewicz