Zasługujemy na wielki podziw. Przed 34 laty Polska podała światu na tacy ciągle potężny komunizm, który przez 40 lat groził globalną katastrofą. Mądrość, solidarność, odpowiedzialność Polaków zdumiała i zachwyciła wszystkich. Pamiętam entuzjastyczne wypowiedzi największych ówczesnych przywódców, którzy nie mogli uwierzyć w to, co na ich oczach się działo. Potem niewielka grupka małych, zawistnych, zgorzkniałych ludzi zniszczyła tę legendę.

Ostatnio ponownie pokazaliśmy, że jesteśmy wspaniali. Miliony Polaków zareagowały natychmiast na cierpienia zaatakowanej Ukrainy. Przyjęliśmy uchodźców do naszych domów i zanim polski czy jakikolwiek zagraniczny rząd coś w tej sprawie zrobił, stworzyliśmy im warunki do życia i dali poczucie bezpieczeństwa. Świat to zauważył, ale marni politycy zaczęli i ten podziw marnować. Na szczęście jeszcze nie do końca.

Wybory 15 października, kiedy gigantyczne kolejki ludzi, czekających niekiedy do trzeciej rano na wrzucenie kartek do urny, potwierdziły nasz narodowy rozsądek. Polacy potrafili wywalczyć wolność i skutecznie jej bronią. Znowu udowodnili to w październikową niedzielę. Była naszym wielkim świętem.

W poniedziałek rano przyjemnie było operować telewizyjnym pilotem oraz czytać światową prasę. Zagraniczne stacje, a obejrzałem ich sporo, mówiły o Polsce w superlatywach. Zauważono rekordową frekwencję, cierpliwość wyborców pod punktami głosowania, uśmiech, który towarzyszył temu szczególnemu aktowi demokracji. Ten wspaniały obraz przekazano światu. Możemy być dumni z tego, że Polska, w najważniejszych europejskich wyborach 2023 roku, położyła tamę rozlewającej się fali populizmu. Zauważono to i wysoko oceniono.

Nie mamy teraz przyjaciół, bezmyślnie tworzymy nowych wrogów. Sztucznie podsycana jest nienawiść do Niemiec, największego naszego partnera handlowego i wielkiego inwestora w Polsce. Prostackie ataki pięciu milkliwych pań i kilku elokwentnych panów w europarlamencie na fundamenty Unii Europejskiej budzą niesmak. Wystarczy rozejrzeć się wokół, żeby zrozumieć, co zyskaliśmy, wchodząc do Unii i jak energicznie, we własnym i Europy interesie, powinniśmy ją wzmacniać. Z Czechami mieliśmy (mamy?) bezsensowny konflikt o Turów. Słowację oskarżamy, że przepuszcza do nas imigrantów. Litwie też przyglądamy się podejrzliwie.

Rozpędzono naszą służbę zagraniczną, gdzie zatrudniano miernych i wiernych, i niestety niebiernych. To, co opowiadają tzw. dyplomaci, woła o pomstę do nieba. Afera wizowa skompromitowała nas w oczach świata. Wywołaliśmy napięcie w stosunkach z Ukrainą. Zamiast wzmacniać więź każdego Polaka z Ojczyzną, zmusiliśmy setki tysięcy do wielogodzinnego wystawania w kilometrowych kolejkach do lokali wyborczych.

Z tych wyborów płyną ważne wnioski dla polityków. Kończą się czasy zadufanych w sobie matołów, specjalistów od mielenia pseudopatriotycznych sloganów, z pogardą dla gramatyki i fonetyki. Dotychczas wystarczało to do łatwego wygrania kolejnej kadencji. Teraz już nie. Trzeba pakować manatki i uruchamiać niszczarki dokumentów.

Ciemny lud, jak brutalnie określił Polaków główny mózg PiS, wyraźnie pojaśniał. Kto uwierzył w toksyczne pokrzykiwanie, ten głosował na władzę. Za mało było jednak wierzących. Będzie ich coraz mniej. Zmądrzeliśmy. Wiemy, że w życiu publicznym potrzebujemy ludzi wykształconych i doświadczonych. Nawet – o to się trzeba modlić – honorowych i szlachetnych. Dużo przegraliśmy, tak długo tolerując cynicznych cwaniaków, którzy niewiele umieli, ale świetnie znali drogę do kasy. A przy okazji poniżali nas słabo ukrywanym przekonaniem, że jesteśmy głupsi od nich, więc wszystko nam można wcisnąć. Właśnie powiedzieliśmy: dość.

Nowy rząd nie może wpaść w koleinę „business as usual” (wszystko jak było). Musi działać zupełnie inaczej. Świat się skomplikował, a nasza w nim sytuacja jeszcze bardziej. Nie jesteśmy i nie będziemy mocarstwem, ale możemy stać się wzorem.  Polska musi być wyjątkowym miejscem na mapie świata.

Powróćmy do naszej wspaniałej legendy z 1989 roku, wzmocnionej o reakcję na Ukrainę i ostatnie wybory. W zaburzonym, targanym konfliktami świata Polska powinna być oazą spokoju, mądrości, rozsądku i sprawnego działania. To bardzo łatwo osiągnąć, bo my instynktownie do tego tęsknimy, co wybory udowodniły. Odrzuciliśmy toksyczną formułę działania państwa. Razi nas schamienie polityki i bezczelność rządzących. Mamy dość tandety, oszustw i nadużyć. Dawniej nie wiedzieliśmy, jak powinna działać sfera polityki, bo w komunie działalność publiczna była jej protezą. W wolnej Polsce przyciągnęła, niestety, wielu ludzi (cytując klasyka) „gorszego sortu”. Bez podstawowej wiedzy o świecie, ale z wielką chęcią zarabiania wielkich pieniędzy właśnie w polityce. Stworzyliśmy dla nich raj. Wszystko mogą, za nic nie odpowiadają. Osiągnęli nieprawdopodobną odporność na skandale przez siebie wywoływane. Nasze życie publiczne zapadło na sepsę. Powoli umiera.

Trzeba to natychmiast zacząć gruntownie zmieniać. Pójdzie łatwiej, niż ktokolwiek sądzi. Wszyscy tego chcemy. Szybkiego, codziennego uproszczania prawa. Opróżnienia szaf pełnych urzędowej makulatury, koncepcyjnie nieprzemyślanych i niechlujnie uchwalanych przepisów. W każdej kluczowej dziedzinie trzeba wprowadzić odpowiednik dawnej ustawy Mieczysława Wilczka. Krótkiego dokumentu, regulującego gospodarkę pod koniec PRL. Wilczek nie zdążył, ale Margaret Thatcher z podobnym programem uratowała Wielką Brytanię.

Chcemy ze spokojem iść do urzędu i z uśmiechem zeń wychodzić. Państwo nie może być aroganckim poganiaczem niewolników (obywateli), tylko doświadczonym, skłonnym do pomocy przyjacielem. Koniec czasów komuny, w której obywatel był wrogiem państwa. Teraz urzędnik ma tak działać, żeby pomagać, interpretując prawo na korzyść obywatela. Proste przepisy, szczególnie podatki, szybka i ostateczna ich wykładnia.

Taki powinien być fundament działania państwa. Zasada odpowiedzi „tak” na prośbę obywatela, chyba że przepis prawa to wyklucza. Kilka niezłych haseł w życiu wymyśliłem, więc może i tym razem zostanie przyjęte.

PROSTO – SZYBKO – PRZYJAŹNIE

Brzmi niepoważnie? A czy nikt nie zauważył, że w polityce silniej dzisiaj działają emocje niż mozolone dukanie drewnianych przemówień? Niech Polska będzie pionierem wbudowania dobrej energii, sprawności i miękkiego kapitału społecznego w doktrynę państwa. Będziemy pierwsi na świecie, zgarniemy potężną rentę nowości.

Wielkim zwycięzcą wyborów jest Donald Tusk. Harował wiele miesięcy. Nieustannie podróżował, spotykał się z tysiącami ludzi, przyjaźnie z nimi rozmawiał. Zaryzykował dwa gigantyczne marsze. Wszystko mu wyszło. Postawił na ofensywę przyjaznych gestów, słów i uśmiechów, ludzie to pokochali. Widać od dawna do tego tęsknili.

Trzeba tak działać nadal. Przestawienie państwa na system przyjaznej sprawności uwolni ogromną energię społeczną i ekonomiczną. Polacy chcą pracować, zarabiać, żyć coraz lepiej, znaczyć w świecie coraz więcej. To odkrywkowa kopalnia złota. Donald Tusk może to zrobić, sprawdził się jako przywódca, ma największe w Polsce doświadczenie międzynarodowe. Pięć lat na czele Rady Europejskiej dało mu bezcenne kontakty i doświadczenia. Teraz musi je wykorzystać.

Państwo, które będzie działać prosto, szybko i przyjaźnie, leży w środku Europy i nie ma żadnych gwałtownych konfliktów wewnętrznych, przyciągnie inwestorów. Oferty będą coraz lepsze, kwoty coraz większe. Przyspieszy polska gospodarka. Przez lata tłamszona przez tępą administrację, zaskakiwana absurdalnymi przepisami (Polski Ład), obrażana przez polityków. Mamy wszelkie możliwości szybkiego, trwałego rozwoju.

Tak niewiele potrzeba, żeby to osiągnąć. Powiedzmy w końcu głośno, że gospodarka jest najważniejsza. Niech prezydent, premier i ministrowie nie boją się promować polski biznes w świecie. Wszyscy to intensywnie czynią, my się wstydzimy? Każda przeszkoda sygnalizowana przez przedsiębiorców powinna być natychmiast usuwana. Premier, może nim być tylko Donald Tusk, musi zebrać najlepszą ekipę polityczną na jaką nas stać i doświadczonych, odpowiedzialnych doradców. Stworzyć, jak Ronald Reagan, polski „Kitchen cabinet”, który będzie podsuwał pomysły i pomoże uniknąć błędów. Mamy wspaniałych ekspertów, chętnie będą pracować dla Polski. Trzeba ich tylko zaprosić.

Nowy rząd musi zacząć wszystko robić inaczej. Wykląć kłamstwo, które szkodzi bardziej od bakterii w sali operacyjnej. Wprowadzić jawność, otwartość, szybkość podejmowania mądrych decyzji, oczywisty dla wszystkich sens działania władz. Żadnych nadętych ministrów, którzy reżyserom mówią, jakie filmy robić, a nauczycielom – czego mają uczyć dzieci. Wykluczyć prywatne interesy polityków z państwem i awanse dla miernych, ale wiernych.

Innymi słowy, wszystko inaczej niż dotychczas. Ta różnica musi być widoczna natychmiast, od dnia zaprzysiężenia rządu. Tego potrzeba dla podtrzymania tej wspaniałej, odbudowanej w ostatnich miesiącach, pozytywnej energii społecznej. Nowa ekipa nie może stracić ani dnia.

Nie tylko dlatego, żeby ta energia utrzymywała się jak najdłużej. Czas zdecyduje bowiem o wszystkim. Przegrani zaczną natychmiast oskarżać nowy rząd o wszystkie katastrofy, jakie osiem lat PiS-u Polsce przyniosły. O katastrofalny stan finansów publicznych i monstrualne zadłużenie. O hamującą gospodarkę i inflację, która za chwilę znowu przyspieszy. O niewydolną służbę zdrowia i kryzys w szkołach. O wszystko, co rozkradli, zmarnowali lub zniszczyli. Toksyczna retoryka wyborcza PiS wyda się łagodną opowiastką przy wściekłych atakach, jakie spotkają nowy gabinet.

Trzeba będzie wszystko robić naraz. Błyskawicznie reformować państwo, rozliczać nadużycia poprzedników, naprawić stosunki zagraniczne i ożywić gospodarkę. Piekielnie trudne cele, ale można je osiągnąć. Tylko trzeba natychmiast zacząć.

 

Tadeusz Jacewicz