Staram się nie spieszyć jadąc samochodem między Malagą a Gibraltarem. Oglądam  wspaniałą świeżą zieleń, wszędzie kwiaty. Uśmiechnięci ludzie, beztroska atmosfera. Wiosennie i bezpiecznie. Ogromny kontrast z tym, co widzę na ekranie iPhone’a czy telewizora. Wiemy, że toczy się okrutna wojna, ale jej tutaj nie odczuwamy.

Niemniej skutki ataku Rosji można dostrzec bez trudu. Pojawiło się sporo Ukraińców, którzy chcą wynająć lub kupić apartament czy dom. Liczba takich transakcji rośnie z każdym tygodniem. Ceny jeszcze nie poszły w górę, ale możliwości skutecznej ich negocjacji bardzo zmalały. Jak zwykle w podobnych okolicznościach (a dużo było takich zdarzeń) konflikt nie tylko w Europie, ale także znacznie dalej zachęcał wielu do szukania bezpiecznej lokalizacji. Po to, żeby w razie potrzeby zamieszkać tutaj na stałe lub mieć własne lokum, jako polisę ubezpieczeniową. Na wszelki wypadek.

Śródziemnomorskie wybrzeże Hiszpanii cieszy się świetną opinią i międzynarodową popularnością. Zalety przyrodniczo-klimatyczne są powszechnie znane i bardzo cenione. Zimą nigdy nie jest tu zimno, temperatura może sięgać 24-25 stopni. Upały letnie łagodzi niezwykłe połączenie oddziaływania morza i wysokich gór niedaleko od brzegu. Zrelaksowana, przyjazna atmosfera życia jest naturalnym uzupełnieniem tych zalet. Tutaj wszyscy mają na wszystko czas, chętnie się do siebie uśmiechają. Kłótnie i awantury należą do złego stylu bycia, więc rzadko można się na nie natknąć. Wspaniałe miejsce, żeby tu mieszkać na stałe lub wykorzystywać każdą wolną chwilę na przyjazd.

Najlepiej  do siebie. Nie tylko wygoda i domowa atmosfera do tego zachęcają. Wielu Polaków zaczyna myśleć już tak jak każdy Anglik, Niemiec czy Szwed. Oni planują swoje życie na wiele lat naprzód. Kupują apartamenty czy domy na południu Hiszpanii, bo mają gdzie spędzić urlop czy dłuższy weekend. Przy okazji jednak budują pewny i rosnący zasób kapitałowy. Kiedyś zapewni on przedłużenie bardzo komfortowego lub nawet luksusowego standardu życia.

Rozmawiałam właśnie z miłym Szwedem, który 20 lat temu płacił 800 tys. euro za podwójny, 350-metrowy apartament tuż przy linii brzegowej. Spędzał tam każdą wolną chwilę, ale teraz, kiedy dorosłe dzieci rozjechały się po świecie, mieszkanie stało się za duże. Sprzedał więc je za 4,5 miliona euro i kupił w pobliżu 100-metrowy, przytulny apartament (niespełna 1 mln euro). Te 3,5 miliona wolnej gotówki zamierza z żoną wydać, jak to określił, na bardzo przyjemne życie. Pierwszą decyzją jest superluksusowy rejs dookoła świata, trwający prawie pół roku.

Analizuję statystyki rynku nieruchomości z ostatnich 20–30 lat. Liczby imponują. Im lepsza jest nieruchomość, tym większy i szybszy przyrost jej wartości kapitałowej. Jest to zresztą zupełnie zrozumiałe. Przybywa ludzi z dużymi pieniędzmi, a miejsca na luksusowe obiekty „już więcej nie produkują”. Ta reguła działa wszędzie. Od Côte d’Azur, wybrzeża Toskanii czy Sardynię aż po Grecję. Przy czym jej skutki są szczególnie widoczne na południu Hiszpanii, w Marbelli i okolicach.

Zakup własnego miejsca pod słońcem nie jest łatwą decyzją, co w pełni rozumiem. Odległość, inny system prawny, potrzeba poznania i stosowania lokalnych zwyczajów wywołują niepewność. My jesteśmy po to, żeby ją rozproszyć. Załatwiamy wszystkie sprawy związane z transakcją, łącznie z jej konstrukcją prawną i finansową. Informujemy i doradzamy.

Proszę o szybki kontakt. Później będzie tylko drożej.

Kasia Ford