Nie wiem, czy ktoś doradza strategicznie naszym przywódcom, ale gdyby tak było, sugeruję pewną przyjemną i pożyteczną operację. Trzeba gdzieś wyjechać na weekend, zaopatrzyć się w porządne wino i nagrania ostatniej edycji programu telewizyjnego „Taniec z gwiazdami”. Można się sporo nauczyć, oglądając losy nieoczywistej gwiazdy. Pani Dagmara nie jest najstarszą uczestniczką tej morderczej konkurencji, ale wyróżnia się solidną sylwetką i wyraźnymi trudnościami w opanowaniu zawiłości jive’a czy quick-stepu, spotęgowanymi niedawną kontuzją nóg. Jej zawodowy partner w tym konkursie był bardzo markotny, kiedy dowiedział się o przydziale. Uważał, że odpadną jako pierwsi. Tymczasem pani Dagmara, która nie przejmuje się uszczypliwymi uwagami jadowitej jurorki, ruszała się, jak potrafi, a potem zręcznie odpowiadała na docinki. I naród ją pokochał. Głosami widzów szła jak burza. Kiedy oddawaliśmy magazyn do drukarni, ciągle była w grze.
Dlaczego czołowi politycy powinni to obejrzeć w odprężonym nastroju? Bo to dobra sugestia skutecznej techniki rządzenia. Oni tańczą z Polakami i dobrze by było, żeby tańczyli sprawnie, nie depcząc nam po palcach, jak najdłużej. Ku zadowoleniu tych, którzy obserwują i doceniają ich wysiłki.
Przykład pani Dagmary jest dobrą diagnozą naszych nastrojów i preferencji. Lubimy tych, którzy ciężko pracują, nie poddają się, chętnie uśmiechają i chcą coś osiągnąć. W im trudniejszej są sytuacji i potrafią sobie z nią radzić, tym bardziej zaskarbiają nasze poparcie i poważanie. To, co robią, musi być jednak całkowicie szczere, dla wszystkich oczywiste i pozbawione pokrętnych intencji.
Nowy polski rząd zaczynał przy nienawistnych, brutalnych i niekiedy chamskich komentarzach tych, którzy przegrali. Wszystko, co tknęli po objęciu władzy, wymagało natychmiastowego zajęcia się i naprawy. Ciężkiej pracy, mnóstwa czasu i wysiłku przy jednoczesnym zachowaniu wszelkich norm prawnych i zwyczajowych. Może tego nie było widać gołym okiem, ale Polacy to przeczuwali i dlatego do trzeciej rano stali na chłodzie przed komisjami wyborczymi, żeby zagłosować. Polska ogarnięta była polityczną, finansową i moralną sepsą. Jej zakres był ogromny: od zniszczonej stadniny koni arabskich w Janowie po likwidację doskonałej firmy paliwowej Lotos. Teraz dopiero wypadają z szaf liczne szkielety i widać, jak gigantyczna musi być przebudowa praktycznie wszystkiego.
Te działania toczą się w warunkach słabnącej społecznej energii i stygnących marzeń o zmianach tak wspaniale zaprezentowanych na dwóch wielkich demonstracjach w czerwcu i październiku 2023. Mamy mniej energii do dyspozycji, ale coraz więcej do zrobienia. Jak do tego podejść?
Najlepiej „step by step”, nawiązując do tytułu. Rząd musi nie tylko codziennie dostarczać nam dobrych wiadomości o tym, co zrobił i co ma zamiar zrobić. Nie za rok czy pięć, tylko jutro, pojutrze, za tydzień. Donald Tusk, który wyrósł na przywódcę rangi międzynarodowej, potrafi przemawiać i lubi to robić, powinien przedstawić nam wizję Polski zasadniczo odmiennej od tej, w której żyliśmy w ostatnich latach. System mądrego, przyjaznego państwa, którego siła i bezpieczeństwo polegają na prostocie oraz skuteczności procedur określających praktykę działania. Państwo, który mówi obywatelowi „tak” zawsze, kiedy prawo tego absolutnie nie wyklucza. Poprzednia wersja naszej władzy miała najnowocześniejsze urządzenia podsłuchowe. Nowy model polskiego państwa powinien błyskawicznie zbudować system nasłuchowy, wyłapujący marzenia, dążenia, życzenia i prośby obywateli. To naprawdę jest proste. Wystarczy oglądać niektóre audycje telewizyjne, śledzić internet i czytać prasę, żeby wiedzieć, co pilnie wymaga poprawy. I natychmiast uproszczać, udoskonalać i usprawniać wszystko, co Polakom przeszkadza, irytuje i skłania do pójścia na spacer w dniu wyborów zamiast głosowania.
Po 35 latach wolności, 25 latach w NATO i 20 w Unii Europejskiej Polacy stali się światowcami. Chcieliby widzieć u siebie w kraju wszystko najlepsze, co spotkali za granicą. Uważają, że urzędnik, tak jak w Wielkiej Brytanii, może powitać obywatela zapytaniem „jak mogę pani/panu pomóc?”. A potem naprawdę starać się pomóc, a nie miesiącami „procedować sprawę”. Jeśli przedsiębiorca w Estonii rocznie przeznacza na załatwianie spraw podatkowych 71 godzin, a polski prawie 400, to odwróćmy te proporcje. Jesteśmy wolnymi ludźmi w coraz bogatszym kraju, zasługujemy na znacznie więcej, niż nam nasi reprezentanci dotychczas proponowali.
Chcemy szczerze oklaskiwać naszych przywódców za to, co robią. Nawet jeśli czasami potkną się w quick-stepie.
Tadeusz Jacewicz