Wszystko się kiedyś kończy. Kariery przywódców też. W państwach demokratycznych odchodzą oni zwykle po przegranych wyborach. Polityczni cwaniacy (a tych jest coraz więcej) tak kombinują, że czasami udaje im się rządzić dłużej, niż powinni. Dyktatorzy nie przejmują się wyborami, na ogół fasadowymi, i rządzą tak długo, aż z urzędu wyniosą ich nogami naprzód. Zdarza się, że z dziurą w głowie.
Na palcach natomiast można policzyć tych, którzy mogliby jeszcze sprawować urząd, ale sami zdecydowali, że kończą karierę. Zwykle są to względy zdrowotne lub jakieś nadzwyczajne okoliczności osobiste. W nielicznych przypadkach wyjątkowi ludzie podejmują decyzję o odejściu, bo sami uznali, że tak będzie lepiej. Chcą przekazać rządy komuś innemu. Budzą szacunek i żal, bo są to na ogół ludzie rzetelni, sprawni i uczciwi. Tak jak Angela Merkel, przez 16 lat kanclerz RFN.
Jej partia przechodzi trudny okres, ale z nią na czele mogłaby, choć poobijana, nadal rządzić. Bez niej CDU/CSU ma znacznie mniejsze szanse na utrzymanie władzy. Dopiero teraz, po tych długich latach z Merkel jako Bundeskanzler, wszyscy zaczęli się niepokoić. W Niemczech i świecie. Spokojna kobieta, która nigdy nie podnosiła głosu i nie rzucała oczami gromów, jak Margaret Thatcher, była tak długo stałym fragmentem gry politycznej w Niemczech i na świecie, że wszyscy się po prostu przyzwyczaili. Dzisiaj widać, że przyzwyczaili się do dobrego. Mimo powierzchownych krytyk merytorycznych i pokrzykiwań różnych krasnoludków politycznych Angela Merkel była gwarancją równowagi i stabilizacji. Niestety, w tym rozchwianym i skonfliktowanym świecie jej zabraknie.
Merkel zastąpiła na fotelu kanclerza Gerharda Schrödera, który budził od początku mieszane uczucia. Ma piątą żonę, jest nadal mocno zakochany w sobie. Tak głęboko, że zaskarżył do sądu redakcję, która w opublikowanym tekście napisała, że jego kruczoczarne pukle są farbowane. Dobrze żył z Moskwą, przyjaźnił się z Putinem, który załatwił mu po odejściu z polityki świetną posadę. Ekskanclerz do dzisiaj „robi w gazie”, piastując stanowiska dyrektorskie w różnych spółkach rosyjskich, na początku był to Nord Stream, ostatnio Rosneft. Rosjanie zwykle hojnie wynagradzają swoich wpływowych przyjaciół i wątpię, żeby kwota 350 tysięcy dolarów rocznie, jaką kiedyś podał Schröder, wyczerpywała wszystkie jego dochody.
Angela Merkel powiedziała o swoim poprzedniku „nie sądzę, że to, co robi pan Schröder, jest w porządku”. Można natomiast być pewnym, że po jej odejściu okazji do takich komentarzy nie będzie. Merkel, która od wielu lat mieszka na czwartym piętrze w zwykłym bloku przy jednej z bocznych uliczek Berlina, nie będzie miała ofert. A jeśli już, to z pewnością je odrzuci. Jej historia sprawowania urzędu jest długa i nudna. Nigdy nie wywołała żadnego skandalu, nie było cienia podejrzeń o jakiekolwiek nieprawidłowości finansowe, nie woziła się z miliarderami na ich prywatne wyspy. Po prostu nic. Tylko praca.
Merkel była mocnym czynnikiem stabilizującym Europę. Wyglądała jak „Hausfrau” i zachowywała się jak polityczna gospodyni domowa. Spokojna, systematyczna, zrównoważona. Wszelkie decyzje były długo analizowane przed podjęciem. Doradcy (z najwyższej półki, a nie partyjne matoły) nosem się podpierali, kiedy pani kanclerz po powrocie o północy z kolacji z szefami państw i rządów zwoływała ich na naradę. Przekazywała informacje, jakie uzyskała, żądała ich analizy i precyzyjnych wniosków. W ten sposób doprowadziła Niemcy, jeszcze niedawno potęgę gospodarczą, ale karła politycznego, do statusu mocarstwa i przywódcy Europy.
Miała słabość do Polski i Polaków. Może dlatego, że jej dziadkiem ze strony ojca był Ludwik Marian Kaźmierczak, a matka z domu Jentzsch pochodziła z Gdańska. W 1923 r. wyjechali do Berlina. Syn Kaźmierczaka, czyli ojciec Angeli zmienił nazwisko na Kasner. Był pastorem Kościoła luterańskiego i w 1954 roku przeprowadził się do NRD, bo otrzymał tam parafię. Angela dorastała i studiowała w komunistycznych Niemczech, zrobiła doktorat z chemii.
Może jej sympatia do Polaków wynika nie tylko z genów, ale też z podziwu dla tego, co 40 lat temu zaczęliśmy, a 30 lat temu dokonaliśmy. Angela Merkel wie z autopsji, co to jest komunizm i zdaje sobie sprawę z ogromu polskiego wkładu w jego demontaż. My swoje zwycięstwo wdeptaliśmy w błoto. Tylko nieliczni na świecie o nim pamiętają. Na pewno jest wśród nich Angela Merkel.
Nigdy nie dała się sprowokować do antypolskich wystąpień czy decyzji. Nasze kukiełki wywrzaskiwały różne obelgi, ona nie reagowała. Mogliśmy zbudować potężny sojusz z Niemcami kierowanymi przez dr Angelę Merkel. Nie uczyniliśmy tego, demonstrując zacietrzewienie służące partyjnym interesikom. Kosztem podstawowych interesów Polski.
Szkoda, że Angela Merkel odchodzi.
Tadeusz Jacewicz