Bardzo mnie ucieszył główny tekst tego wydania magazynu. Pochwała korzystania ze słońca szczególnie wtedy, kiedy w Polsce nie ma takiej szansy, jest bardzo uzasadniona. Mogę być koronnym świadkiem potwierdzającym tę opinię. Od czasów, kiedy przeniosłam się do Hiszpanii, sama odczuwam silny, korzystny wpływ światła i słońca, łagodnej temperatury, zieleni i kwiatów na codzienne życie. Ono stało się po prostu lepsze.

Piszę ten tekst w chwilę po zakończeniu rozmowy z potencjalnym kandydatem na właściciela willi pod Marbellą. Rozmawialiśmy w środku dnia. Zaczął od tego, że za oknem siąpi deszcz i jest ciemno, temperatura wynosi kilka stopni i chcąc nie chcąc człowiek ma ponure myśli. Odpowiedziałam, że u mnie za oknem jest bezchmurne niebo, wszędzie zielono, tu i ówdzie kępki kwiatów i ciepło. A statystyki mówią, że dni słonecznych na południu Hiszpanii jest 320. Można się opalać w styczniu, kiedy temperatura sięga 25 stopni Celsjusza i zapomnieć o potrzebie noszenia cieplejszej kurtki.

Cieszę się, nie tylko ze względów biznesowych, że coraz więcej Polaków z tego aktywnie korzysta. Według oficjalnych danych w III kw. 2021 sprzedano w Hiszpanii cudzoziemcom 16 100 apartamentów i domów. Niemcy zdetronizowali Brytyjczyków na czele rankingu nowych właścicieli nieruchomości. Polacy znaleźli się na 10. miejscu tej klasyfikacji, zakupili 359 mieszkań i domów. Przypominam, że nastąpiło to zaledwie w ciągu trzech miesięcy: lipiec, sierpień, wrzesień. Teraz obserwuję wzmocnienie aktywności Polaków, co jest zresztą typowe dla mechanizmu powstawania decyzji o kupnie. Po jednej lub kilku wizytach wakacyjnych lub odwiedzinach znajomych pojawia się chęć posiadania czegoś własnego, żeby mieć gdzie pojechać wtedy, kiedy będzie na to chęć i pozwoli czas. Żeby było gdzie wysłać rodzinę. Zrobić ceniony prezent przyjaciołom, proponując im pobyt. Czy też, co jest coraz bardziej popularne, uznać własną nieruchomość za wartość kapitałową, która powinna pracować i przynosić zyski.

Takie łączenie własnego wypoczynku z biznesem jest coraz bardziej powszechne. Południe Hiszpanii przyciąga miliony ludzi z reszty kontynentu europejskiego, a także z dalszych stron. Coraz częściej spotykam tutaj Amerykanów, Chińczyków, Japończyków, przybyszów z Ameryki Południowej czy Łacińskiej. Ci ostatni mówią po hiszpańsku, więc jest to dla nich wizyta u siebie. Hotele są drogie, dają wprawdzie komfort codziennej obsługi, ale nie można poczuć się w nich jak w domu. Dla całej rodziny koszty hotelowe są absurdalnie wysokie. Pozostaje więc „holiday rental”, czyli wynajem wakacyjny. Tutaj wakacje z racji pogody i przyrody trwają cały rok, więc wynajmuje się własne nieruchomości nie tylko w trzech czy czterech miesiącach letnich.

Pojawiło się jeszcze jedno bardzo interesujące zjawisko. Praca zdalna wykonywana podczas pandemii w domu zamiast biurze zachęciła do nowego spojrzenia na zatrudnienie. Ludzie wielu zawodów uznali, że mogą pracować daleko od swojego biura, kontaktując się z nim co miesiąc czy co kilka miesięcy, resztę czasu spędzając u siebie. W domu pod Warszawą lub w wynajętej willi na Costa del Sol. Komputery działają wszędzie, w przypadkach nagłych można w ciągu kilku godzin przylecieć na spotkanie z klientami czy pracodawcą. A komfort, jakość i radość życia są w takiej zdalnej lokalizacji ogromne.

Coraz więcej umów najmu zawiera się na pół roku czy rok z architektami, projektantami systemów komputerowych, analitykami finansowymi, wszelkiego rodzaju twórcami. Wiele innych zawodów nadaje się do takiej formuły pracy, co dla południa Hiszpanii jest dobrym sygnałem. Przybędzie interesujących ludzi i korzystnych umów wynajmu nieruchomości.

Możemy ułatwić skorzystanie z tych możliwości i dokonać wszystkich formalności związanych najpierw z kupnem i później wynajmem apartamentu czy willi. W czasach niepewności finansowej jest to bardzo rozsądna koncepcja. Mieć nieruchomość, z której będzie się korzystać, na której można zarabiać i której wartość kapitałowa z biegiem czasu będzie znacząco rosła.

Hiszpańskie słońce czeka. Zapraszam.

Kasia Ford