Na spotkaniach towarzyskich, po obrzuceniu błotem polityków,
obie grupy zażartych dyskutantów nagle zaczynają się
do siebie uśmiechać. Pojawia się jedność poglądów, która
imponowałaby nawet w Korei Północnej. Wymieniane są
uwagi, sypią się komplementy, słychać dobre rady bardziej
doświadczonych. To znak, że rozmowa zeszła na samochody
elektryczne. Każdy je kocha. Nawet jeśli nie, to głęboko to
ukrywa, żeby nie wyjść na kmiota, zagubionego w fascynującym
świecie. „E” is beautiful. Od elektryków nie ma odwrotu. …