Może to wpływ pogody lub ogólne zmęczenie tempem życia publicznego, ale słabną nastroje radosnego optymizmu. Po 15 października 2023 wierzyliśmy, że wszystko za chwilę stanie się normalne. Niestety, wszystko idzie jednak dosyć wolno. Nowa ekipa wpada w pułapki przebiegle zastawione przez poprzednią. Zaczynamy być zniechęceni i zaniepokojeni.
Rozumiem Donalda Tuska i mu współczuję. Wszedł na pole minowe zbudowane przez partię przez osiem lat rządzącą. Wykazywała bardzo minimalne zdolności sprawowania władzy, za to po mistrzowsku załatwiała swoje interesy i interesiki. Często niezgodne z prawem. Promocje prowincjonalnych talentów wtedy śmieszyły, teraz przerażają. To, co zostawił po sobie taki geniusz biznesu jak Daniel Obajtek, wstrząsnęłoby gospodarką znacznie bogatszego kraju niż Polska. Główne instytucje prawa zarządzane przez dwie panie sypią piasek w tryby machiny rządowej.
Duet, Donald Tusk i Adam Bodnar, zdecydował, że nowy gabinet nie będzie zwalczał bezprawia naginaniem prawa. Piękna strategia, szlachetne działania, które popieram. Wydłużają jednak czas rozliczeń konkretnych osób za czyny, jakie bardzo szkodziły Polsce. Ludzie to widzą, nie wnikają w motywacje, zaczynają się denerwować. Nie dziwię się, niekiedy logika polityczna nie jest zgodna z powszechnym poczuciem rozsądku i odpowiedzialności.
Taką sprzeczność obserwowałem pod koniec rządów Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii. Uwielbiana przez większość, znienawidzona przez mniejszość Żelazna Dama miała trzeźwy, praktyczny umysł kobiety, która z niskiego pułapu społecznego przebiła się do najwyższych sfer. Postanowiła zreformować podatki za domy i mieszkania, od wielu lat naliczane według skomplikowanej zasady. Najpierw określano, za ile dom czy mieszkanie można wynająć, potem ten teoretyczny poziom czynszu był podstawą wymiaru podatku. Mówiąc po ludzku, im droższa nieruchomość, bardziej luksusowa i lepiej położona, tym wyższa opłata.
Premier postanowiła przywrócić rozsądek. Przecież samotna arystokratka w pałacyku generuje mniejsze koszty dla lokalnych władz niż duża rodzina, której dzieci często niszczą okolicę. Uznała, że powinno się płacić od liczby mieszkańców domu czy mieszkania, a nie od jego wielkości i jakości. Rozsądek życiowy pani premier zderzył się z taką falą hejtu Brytyjczyków, że upadek jej rządu był nieunikniony. Walczyła długo, starała się przekonywać, ale była nie do uratowania. Opuścili ją nawet najbliżsi przyjaciele. Odeszła znienawidzona.
Przytaczam ten przykład, żeby uzmysłowić, jak ważne jest odczytanie nastrojów społeczeństwa i dostarczanie rozwiązań przynoszących mu satysfakcje. Rozliczanie PiS-u musi potrwać. Emocjonalnie proces ten będzie wywoływać coraz słabsze reakcje społeczne. Równolegle trzeba więc natychmiast uruchomić proces przypominania, że wybory sprzed roku były wspaniałą zmianą na lepsze. Do tego może posłużyć polityka przyjaznego rozsądku, którą szczerze, wsparty długoletnimi obserwacjami funkcjonowania różnych rządów, proponuję.
Premier Tusk jest przeciążony ogromem obowiązków. Powinien dostawać propozycje gotowych decyzji stworzone przez zespół mądrych, doświadczonych życiowo i odpowiedzialnych ludzi. Taki kitchen cabinet, który uczynił prezydenta Reagana jednym z najlepszych prezydentów w historii USA. Tam były tuzy gospodarki. Podpowiadali, co robić. Zespół takich doradców naszego premiera, pozostających w cieniu, nieuczestniczących w publicznym bełkocie udającym politykę, nie tylko sygnalizowałby sprawy do natychmiastowego załatwienia. Po prostu by je załatwiał, korzystając z machiny rządowej. Ludzie muszą codziennie widzieć, że władza o nich dba, myśli i działa, żeby im ułatwić życie.
Dam pierwszy z brzegu przykład mikrosprawy, którą można w ciągu kilku dni zamknąć, odpowiednio ją prezentując. Jest podobno przepis, który nakazuje opodatkowanie zwrotu kosztów pracownikowi służbowo jadącemu taksówką. Spiesząc się na spotkanie biznesowe, zamawia taksówkę, płaci za nią 50 zł. Pracodawca mu je oddaje. Zaraz, zaraz powiada urząd skarbowy, to jest przecież przychód pracownika, należy się podatek. Podróżnik taksówką otrzymuje więc z powrotem nie 50 a 44 zł. Taki absurd ośmiesza państwo w oczach obywateli, którzy chcieliby je podziwiać i szanować.
Można znaleźć setki takich sytuacji i błyskawicznie je usuwać. Wtedy Polacy zobaczą, że ten ciężko harujący rząd, mimo przepracowania, codziennie się o nich troszczy. W drobnych lub większych sprawach, ale nieustannie zmienia coś na lepsze. Taki rząd ma autorytet i poparcie. Także nawet tych, którzy głosowali przeciwko niemu, a teraz mogą zacząć się zastanawiać.
Warto utworzyć grupę mądrych, praktycznych doradców. Pomogą Donaldowi Tuskowi poprowadzić Polskę. Mam nawet propozycję, jej szefem byłby prof. Jerzy Hausner. Człowiek o wiedzy ekonomicznej i instynkcie społecznym tak ogromnym, że powinien dostać Nobla honoris causa. Zanim to nastąpi, niech doradza przepracowanemu premierowi. Skutki odczujemy niemal natychmiast.
Tadeusz Jacewicz