Przełom roku to dla wielu wspomnienia i refleksje nad tym, co było. Ja też wracam myślą do przyjemnych spraw, ale znacznie większą energię przeznaczam na myślenie o przyszłości. Tym bardziej że kilka razy udało mi się przywidzieć bieg wydarzeń, więc prognozy mogę stawiać nie tylko teoretycznie. Tak jak teraz. Przed nami rok nerwowy, ale bardzo piękny. Nerwowość jest zrozumiała, wystarczy otworzyć telewizor czy rozłożyć gazetę. Ale piękno?

Przez ostatnie lata narastał w nas niepokój, intensywnie podsycany przez tych, dla których strach jest motorem ich kariery. Wielu ludzi uwierzyło, że Polska jest oblężoną twierdzą, więc władzę powierzono obiecującym bohaterską jej obronę. Z biegiem czasu okazało się, że trudności to my sami sobie tworzymy, a nie jakieś wrogie siły zewnętrzne. W naszym życiu nastąpiło przesunięcie proporcji. Coraz mniej było uśmiechu, coraz więcej złości, narastała nienawiść. Nie szukaliśmy sposobów rozwiązania problemów, tylko winnych ich powstania. Większość groźnych spraw została wymyślona po to, żeby było z kim walczyć i kim straszyć.

Polacy tę argumentację przyjęli. Przy dzisiejszych środkach przekazu łatwo wmówić, że po szczepionce na COVID-19 facetowi wyrośnie biust. I że „sto lat” będzie śpiewał sopranem. Nieszczęściem czasów, w których żyjemy, jest pogoda dla matołów. Każdy kretyn może wpuścić w obieg dowolną bzdurę, której nie można później wycisnąć z ludzkich umysłów. Od kryminalnych zawiadomień SMS o nadchodzącej paczce, po zakłamane tezy polityczne. Strasznie dużo jest fałszu. Niestety, wielu nas w różne bzdury chętnie wierzy. Wszystko jednak ma swój kres.

Uważam, że wahadło absurdu w naszym życiu wychyliło się maksymalnie i w 2020 roku zacznie wracać. Długo to potrwa, zanim znowu stworzymy sobie świat rozsądku, mądrości, zrozumienia i przyjaźni. Już się jednak zaczęło. Przekroczyliśmy granicę obrzydzenia, a jak każdy wie z własnego doświadczenia, pewnego odruchu organizmu nie można powstrzymać. Zaczęliśmy mówić „dość”.

W nowym roku będzie nerwowo, ale pięknie. Wiele słownej szamotaniny, słabnące próby desperackiej obrony tego, czego obronić się nie da. Porównałbym sytuację do marnego przedstawienia teatralnego, z którego widzowie zaczynają wychodzić przed ostatnim aktem. Niepewność aktorów, panika reżysera. Przyjemnie będzie to oglądać.

Nie chcemy tkwić w błocie, nie czujemy się gorsi od innych, nie mamy żadnych kompleksów. Ci, którzy je w sobie noszą, nie mogą odbierać nam radości życia.  Będziemy obserwowali, jak słabną prorocy zagrożenia, klęski i strachu. W innej sytuacji, w dramatycznie lepszych warunkach materialnych, acz w niełatwych układach moralnych, będziemy przeżywać to, co pamiętamy z 1989 roku. Poczujemy ekscytujący smak nadchodzącej wolności.

Utkwił mi w pamięci obrazek z dawnych czasów, który widziałem w telewizji BBC. W latach 60. ubiegłego wieku na ringu rządził Sonny Liston. Budził przerażenie wyglądem. Był maszyną do zadawania ciężkich ciosów, składającą się głównie z potężnych mięśni, ale też niepozbawioną pewnej mądrości życiowej. Po jednej ze zwycięskich walk wywiad przeprowadzał z nim dziennikarz BBC. Młody, delikatny efeb zadawał pytania melodyjnym głosem. „Co czujesz, kiedy widzisz, jak po twoich ciosach przeciwnik zwija się z bólu na ringu?” „Czuję się dobrze” – chrapliwie odpowiedział Liston. „Ale dlaczego?”, pytał spłoszony taką szczerością odpowiedzi dziennikarz. „Bo wolę być na swoim miejscu niż na jego” – odpowiedział niegłupio Liston.

W przyszłym roku przewiduję, że my znajdziemy się w pozycji Sonny Listona wobec tych, którzy zakłócają nam spokojne życie i odbierają tyle radości. Nie sugeruję, że kogoś będziemy bili i nokautowali. Chodzi o ogólny wynik zmiany nastrojów. Ktoś zostanie zwycięzcą, ktoś będzie przegranym. My zwyciężymy.

Życzę zdrowia, spokoju i radości!

Tadeusz Jacewicz