W naszym życiu publicznym im weselej, tym smutniej. Weselej jest z każdym dniem, bo to i pan prezydent chętnie dramatycznie przemawia, i tuzy przegranego ugrupowania wypowiadają swoje myśli. W oczy rzuca się natomiast ciężki kryzys zawodu satyryka i estradowego komedianta. Przy codziennych występach przegranych polityków i redaktorów – patriotów, którzy stracili wysoko opłacone posady – zawodowi prześmiewcy nie mają szans. Życie dostarcza więcej anegdot (czasem, trzeba przyznać, ponurych), niż profesjonaliści są w stanie wymyślić. Farsa zastąpiła kabarety, kłamstwo i chamstwo wyparły logikę.
Czuję się trochę zmęczony, więc zatęskniłem do dyktatury. Nie tej z czołgami na ulicy i żołnierzami grzejącymi się przy koksowych pojemnikach. Na pewno nam to nie grozi, chociaż niedawny naczelnik państwa mrocznie o „zdecydowanych rozwiązaniach” wspomina. Marzę o innej dyktaturze. Tej, którą przez wiele lat odczuwałem i podziwiałem w Wielkiej Brytanii i USA. Zatęskniłem do dyktatury rozsądku.
Rozsądek, jak wiele innych określeń do niedawna szanowanych i ważnych, został u nas niemal całkowicie zapomniany. Nigdy też, co trzeba uczciwie przyznać, nie był powszechnie ceniony. Zawsze kochaliśmy bohaterów, gotowych „z honorem lec” lub rzucić swoje życie „na stos”. A czy bohater może być rozsądny? Ależ skąd, wykluczone. U nas rozsądek to broń słabych, chwiejnych mięczaków. Lekceważymy takich.
Tymczasem w mentalności angielskiej i amerykańskiej jest jednym z najważniejszych określeń rządzących życiem. „Reason” (rozsądek), „reasonable” (rozsądny), „unreasonably” (nierozsądnie) – ta trójca rządzi życiem. W procesie karnym trzeba tam udowodnić winę „beyond reasonable doubt” (poza racjonalną wątpliwość), żeby skazać. W sporze, jeśli ktoś udowodni, że miał „reason to believe” (powody, żeby tak uważać, w to wierzyć), jego racja przeważa. We wszystkich dokumentach rządowych „reason” króluje jako decydujący argument. Wygrywa ta koncepcja, w której pojawiają się rozsądniejsze argumenty. Ten wielki szacunek dla rozsądku rozciąga się od prostych ludzi po najwyższe elity. Skończyłem właśnie lekturę fascynujących pamiętników sekretarza Winstona Churchilla. Słowo „reason” było bodajże najczęściej używanym przez tego legendarnego przywódcę Wielkiej Brytanii w najtrudniejszej dla niego i jego kraju próbie.
Wiele lat spędziłem w Wielkiej Brytanii. Zafascynowany przyglądałem się sporom o to, czyje propozycje są bardziej rozsądne. Niekiedy w niezwykłych sytuacjach. Przebojem argumentacji politycznej stał się tam obrazek telewizyjny. Premier Margaret Thatcher, która uratowała gospodarkę kraju przed klęską, pokazana została w kuchni. Smażyła na śniadanie jajecznicę mężowi. Jednocześnie mówiła do kamery: „Przecież każdy wie, że nie można wydawać więcej, niż się zarabia. To nierozsądne!”.
U nas rzadko się nad tym zastanawiano. Gdyby było inaczej, nie mielibyśmy różnych powstań i uniknęlibyśmy narodowych tragedii. Jak na przykład Czesi, którzy od wieków stosują własny model rozsądku. Nie figurują w księgach dokonań wojennych, ale dzisiaj mają imponujący produkt krajowy brutto. PKB na jednego Polaka jest o połowę niższy niż na Czecha (w 2022 r. 18 688 dolarów u nas, 27 223 dolary – u nich). Płacę średnią też mamy o 25 proc. mniejszą od sąsiadów. To Czech jest właścicielem sporego kawałka energetyki w Wielkiej Brytanii, wielu innych energicznie i na wielką skalę inwestuje za granicą. Znam tylko kilku Polaków w tej lidze. Może dlatego, że państwo czeskie stworzyło rozsądny system prawny i podatkowy, który sprawnie działa. Tak sprawnie, że to Polacy w Czechach rejestrują samochody, nie odwrotnie.
Mamy fantastyczne położenie geograficzne, rozległy dostęp do morza, cenne surowce (miedź). Czechom tego brak, ale motorem ich działania jest rozsądek. Nie odbijają się politycznie od ściany do ściany. Spokojnie, systematycznie, nie szarpiąc się nawzajem i nie wyklinając, idą naprzód. Szanowani przez wszystkich.
A w międzyczasie koniecznie musimy przyjrzeć się rozsądnie i bardzo profesjonalnie koncepcji energetyki atomowej. Stabilne źródło energii, ale piekielnie kosztowne. Budowa elektrowni trwa na ogół kilka razy dłużej od planu. Koszty też puchną w oczach. Może wystarczy słońce (skoro ma być coraz cieplej), wiatr? Może powstaną bloki energetyczne opalane wodorem? W kwestii atomu opóźnieni jesteśmy kilkadziesiąt lat, rok, dwa więcej nie robi różnicy. Zamówmy kilka ekspertyz na świecie, dowiedzmy się, jak jest naprawdę. Nie róbmy kolejnego kosztownego błędu, jakim było pompowanie dziesiątków miliardów złotych w górnictwo węglowe.
Straciliśmy osiem lat na dziwaczne eksperymenty polityczne i prawne. Miały utrwalić władzę ludzi, którzy traktowali państwo jak swoją własność. Korzystali obficie z jego zasobów, ale eksploatowali je rabunkowo. Teraz trzeba łatać te wyrwy i zadbać o przyszłość. Musimy robić to energicznie i szybko. Każdy stracony dzień pogłębia straty. Warto energicznie przypominać wspaniałą legendę Solidarności i zwycięstwo z 1989 roku. To jest fundament historyczny nowej Polski. Mocny, piękny, trwały. Można na nim zbudować wspaniałe państwo mądrych, szlachetnych ludzi. Wszyscy się do nich zaliczamy.
Wystarczy ogłosić kilka zasad i stale ich przestrzegać. Do przebudowanego, sprawnego prawa trzeba dołączyć jego najważniejszą konstrukcję nośną, sprawiedliwość. Przepisy mają porządkować i formalizować nasze poczucie sprawiedliwości. Nie obrażać je i zwalczać, jak się często dotychczas zdarzało. Prawo oderwane od sprawiedliwości jest drewnianą protezą. Połączone natomiast z jej poczuciem tworzy potężną strukturę bezpiecznego, komfortowego życia.
Każda reforma, każda korekta przepisów musi przejść próbę rozsądku. Wszyscy w głębi duszy do tego tęsknimy. Prawo, sprawiedliwość, rozsądek, to będzie twórcza kontynuacja zwycięstwa sprzed 35 lat, wzmocnionego 15 października 2023. Musimy powrócić do podstawowych wartości i zasad. Na tym polega nowoczesny patriotyzm i tego wymaga interes każdego Polaka.
Gospodarka jest absolutnym priorytetem, trzeba to głośno powiedzieć i codziennie powtarzać. Polityka ma jej służyć, a nie manipulować i bezmyślnie szkodzić. Wszystkie koncepcje, pomysły, małe zmiany i wielkie reformy trzeba przepuszczać przez filtr rozsądku. Musi na nim zostać Centralny Port Komunikacyjny, wymyślony przez cwanych dyletantów. Już obłowili się na kilkuletnim biciu piany, i wystarczy. Pałac Saski też odłóżmy na lepsze czasy, kiedy już, jak Norwegowie, nie będziemy w stanie racjonalnie wydawać ogromnych nadwyżek gotówki.
Na razie trzeba cały czas tworzyć pieniądze i nieustannie zaprzęgać je do produkowania kolejnych. Inwestować musimy w procesy budowania wartości dodanej. Nie w pomniki wybujałych ambicji polityków, nieszczerze oklaskiwanych przez pochlebców. Ostro przyspieszajmy, bo inaczej na długo pozostaniemy w tyle. Zróbcie to. Zachęcam do tego nową ekipę, która ma duże plany i jeszcze większe ambicje. Zastosujcie, przede wszystkim wobec siebie, demokratyczną dyktaturę rozsądku. Zdobędziecie wielkie poparcie, bo wszyscy mają dość tego co było i oczekują zmian. Szybkich i na lepsze.