Zawzięcie czytałem kiedyś książki Roberta Ludluma. Aktor, producent i przede wszystkim autor 27 powieści sensacyjnych był mistrzem intrygi i słowa. Jedna z najsłynniejszych, „Tożsamość Bourne’a”, stworzyła niemal gotowy scenariusz jednego z najlepszych filmów tego gatunku. Nie pamiętam, gdzie użył frazy „Everythig has changed and nothing has changed” (wszystko się zmieniło i nic się nie zmieniło). Teraz okazała się zdumiewająco aktualna.

Po 15 października powinno zmienić się wszystko, ale co oglądamy po naciśnięciu guzika pilota TV? To samo co było, tylko w innej aranżacji i minimalnie zmienionym składzie. Ci, którzy dotychczas rządzili, mówią swoje jak zawsze, może tylko z przebłyskiem strachu w oczach. Zdobywcy władzy z nimi polemizują. Spokojnie, bo na razie nic im nie grozi. Formuła taka jak zawsze. Toksyczne wypowiedzi opozycji, polemiki rządzących. Wszyscy mówią naraz, co jest żałosnym objawem braku profesjonalizmu i, proszę wybaczyć, prostactwa. Alarmująca jest amatorszczyzna i płycizna tej „politycznej walki”.

Nie mam pretensji do obecnej opozycji, bo przez 8 lat rządów doprowadziła do pogardliwego odrzucenia wykształcenia, wiedzy, doświadczenia, międzynarodowego obycia. Kompletnie ignorowano predyspozycje do zarządzania, wizję i zawodowe horyzonty. TKM w połączeniu z BMW ogołociły życie publiczne z talentów. Polska zaczęła się chwiać. To, że się nie przewróciła, jest cudem. Niewiele brakowało. Może ktoś tam na górze nad nami czuwał?

Cuda jednak nie zdarzają się seryjnie. Teraz rządząca koalicja musi jak najszybciej zmienić tak treść jak i technologię polityki. Trzeba pielęgnować tę wspaniałą atmosferę radosnego oczekiwania, jaką stworzyły ostatnie tygodnie przed wyborami i same wybory. Dobra zasada biznesowa zaleca „to build on success” (wykorzystać sukces). Są ku temu warunki. Psychologiczne, społeczne, polityczne i zewnętrzne. Przede wszystkim – i to jest najważniejsze – mamy przywódcę.

Donald Tusk świetnie wykorzystał swój pięcioletni czas na czele Rady Europejskiej. Poznał z bliska mechanizmy wielkiej polityki, z sukcesem się do niej włączył, zdobył sporo autorytetu. A tam nie dają go za darmo. Trochę uniosła go polska legenda, o której my już zapomnieliśmy, a niektórzy zawzięcie smarowali ją błotem. Wiele zdobył sam, w formule człowieka, na którym można polegać i którego można polubić. „Nice guy”, takich w trudnym świecie wielkiej polityki autentycznie cenią. Interesów na pewno nie robi się z sympatii, ale ona je ułatwia i pomaga. Natomiast uczucia, jakie budzi dzisiaj Orban, wyraźnie przeszkadzają. Niekiedy potrafią mocno zaszkodzić.

Premier Tusk świetnie wypada w kontaktach bezpośrednich z większymi grupami ludzi. Powinien jednak pamiętać, że już nie walczy o wybór, jest przywódcą. W związku z tym z każdego spotkania obecni na nim oraz miliony Polaków oglądających TV i internet powinni wynieść coś ważnego i atrakcyjnego dla siebie. Zapadające w pamięć jedno, dwa zdania definiujące stanowisko wobec ważnej sprawy, komentarz do wydarzenia wielkiej wagi. Zapowiedź czegoś, na co wszyscy czekają. Chcemy być pewni, że ktoś mądrze myśli, ma wielką wiedzę, charakter i wolę działania dla naszego dobra.

Przede wszystkim trzeba pielęgnować ten wielki kapitał nadziei i radosnej energii, jaki powstał przed wyborami i został potwierdzony 15 października. Polacy muszą uwierzyć, że to nie był koniec ich oczekiwań, ta data oznacza początek, który przeszedł w konkretne działania. Przywódca musi przedstawić model państwa zasadniczo odmiennego od dotychczasowego systemu: partyjnego chaosu, zakłamania i cwaniactwa. Państwo ma być przyjacielem obywatela, pomagać mu, chronić go i dbać o jego interesy. To trzeba codziennie powtarzać nie tylko nam, ale też tym co rządzą. Na każdym szczeblu, od ministra po urzędnika w gminie. Przyjazne państwo to formuła, na którą czekamy. Jeśli ją zaczniemy tworzyć, reszta pójdzie łatwo. Jeśli nie, będzie jak u Ludluma. Wszystko się zmieniło i wszystko pozostanie bez zmian.

Rządzący nie mogą dać się wciągnąć w dotychczasowy model polityki pustosłowia. Opozycja musi nerwowo pokrzykiwać, bo po pierwsze przegrała, a po drugie się boi. Rząd może to ignorować, od czasu do czasu wyprowadzając kontrę soczystym sierpowym. Teraz jest jego czas. Nie traćcie go na paplaninę.

Przykład pierwszy z brzegu. Ugrzęźliśmy w lawinie papieru. W 2023 roku wyprodukowano 37 800 stron maszynopisu różnych przepisów. To 76 książek po 500 stron każda. Chyba nikt nie byłby w stanie ich przeczytać ze zrozumieniem, nawet gdyby autorem był mój ulubiony Ludlum. „Polski ład” sparaliżował naszą gospodarkę. Z jednej strony prywatna gospodarka tworzyła mniej pieniędzy, niż by mogła i powinna, z drugiej dotychczasowe władze państwa ścigały się ze sobą w marnowaniu pieniędzy, które powinny służyć rozwojowi.

Centralny port komunikacyjny, przekop Mierzei Wiślanej, elektrownia w Ostrołęce, tępy upór w sporze z Czechami o Bełchatów. Wymyślono Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL z budżetem 460 mln złotych i odbudowę Pałacu Saskiego za kilka miliardów. Tysiące organizacji, organizacyjek, fundacji, fundacyjek przetwarzało nasze pieniądze na swoje. Nikt nie wie, jakie jest prawdziwe zadłużenie państwa polskiego. Może lepiej, bo gdyby to opublikowano, zabrakłoby pigułek na bezsenność dla obywateli. A tymczasem autentycznie trzeba wydawać wielkie kwoty na wojsko, oświatę, służbę zdrowia, wspieranie najbiedniejszych. I na rozwój gospodarki tworzący pieniądze.

We wrześniowym wydaniu „High Living” tytuł na okładce brzmiał „Gra o wszystko”. Została wtedy wygrana. Teraz prowadzimy inną grę o wszystko. Jeśli potrafimy się zmobilizować, działać mądrze i skutecznie, naprawdę mamy szansę.

Tadeusz Jacewicz