Tej nazwy praktycznie już nie używamy, ale w PRL codziennie stykały się z nią setki tysięcy Polaków. Koniki, enklawa nielegalnej prywatnej przedsiębiorczości polegającej na sprzedaży za wysokie ceny wszystkiego, co ludzie potrzebowali. Od biletów na koncerty gwiazd, seanse filmowe i spektakle teatralne po dolary i bony towarowe PKO, które w naszej księżycowej gospodarce zastępowały „zielone”. Dzisiaj dolary są dostępne wszędzie, a biletami handlują poważni przedsiębiorcy siedzący przy nowoczesnych komputerach i posługujący się złożonymi niekiedy aplikacjami….