Gra do tyłu

W środę wieczorem, 31 marca, przez Polskę przebiegło wielkie westchnienie ulgi. Nie wywołały go dane o zachorowaniach na COVID-19 (były fatalne) ani rezygnacja znienawidzonego polityka (kurczowo trzyma się władzy). Zakończył się mecz piłkarski Polska–Anglia. Przegraliśmy, ale Anglicy nas nie upokorzyli, czego się panicznie obawiano. Mamy taki stan nastrojów, że niekompromitującą porażkę witamy radośnie.

Przyzwyczailiśmy się już zresztą do przegrywania na ważniejszych boiskach niż futbolowe. Coś z nami nieklawo. Mijają dni, tygodnie, miesiące i właściwie strach włączyć telewizor. TVP ma własny ogląd świata, w którym opozycyjne szuje szkodzą Polsce, a zagraniczni agresorzy im pomagają, ale poza tym jest OK. Inne anteny jednak ponuro relacjonują rzeczywistość. Po prostu coraz marniej nam idzie.

O piłkarzach wspomniałem. Skoczkowie narciarscy nie dolecieli do medali i tytułów. Gwiazda tenisa rozbłysła i przygasła. Legendarny niegdyś kierowca Formuły 1 najlepiej wypada w wywiadach prasowych. Nawet w tych pięknych, męskich szermierkach na pięści to nam obijają oblicza, nie my innym.

Legendarna Polska, która 30 lat temu przyniosła nową nadzieję światu, teraz jest popychadłem. Co chwila ktoś nas sztorcuje za granicą. Nawet wypróbowani przyjaciele z zażenowaniem sugerują, żebyśmy jednak nie szli tą drogą. Kilka dobrze zbudowanych pań w wieku przedemerytalnym regularnie bije piąstkami w pulpity sali Parlamentu Europejskiego, dementując rzucane na nas kalumnie. Regularnie wywołujemy wesołość międzynarodowych mediów. A to gwałtowną obroną źle określonego prezydenta, a to oświadczeniem biskupa, że woda święcona zabije każdego wirusa i trzeba chodzić na mszę. Tkwimy w centrum Europy, a powoli zamieniamy się w farsowy Disneyland gdzieś na jej odległych obrzeżach.

Toczy się ożywcza dyskusja o rzeczywiście imponującym majątku prezesa Orlenu. Jego cudowny talent, oświecony iskrą bożą, odkrył sam Naczelnik, więc jest bezdyskusyjny. Zwykły Nowak czy Kowalski z takimi zasobami byłby już dawno przejechany przez aparat skarbowy i kilka innych twardych instytucji. Majątek byłby spisany. Komornicy pracowaliby do nocy, licytując nieruchomości i ich zawartość. Zainteresowany spotkałby się z liczną rodziną wyłącznie podczas krótkich widzeń. Prezes nie nazywa się jednak Nowak, więc jest nietykalny. Opozycja mrocznie uprzedza, że tylko na razie.

Nie zazdroszczę prezesowi. W gospodarce rynkowej bogacenie się jest sensem pracy człowieka. Pieniądze nie śmierdzą, choć oczywiście są mniej lub bardziej aromatyczne sposoby ich zarabiania. Trzeba jednak miarkować tempo przyrostu bogactwa. Szczególnie jeśli się pracuje na państwowej posadzie. A w spółce giełdowej to prawdziwa droga przez mękę. Naczelnik musi być zadowolony, ale akcjonariusze też. Lekką ręką robione inwestycje (jak na zakup gazet) czy setki milionów wydawanych na partyjne sympatie to działania na szkodę udziałowców. W Ameryce działa Stocks and Exchange Commission, taka Komisja Nadzoru Finansowego z zębami. Ma ksywkę „gestapo”, boją się jej wszyscy. Za szkodzenie interesom akcjonariuszy idzie się tam za kraty. Podejrzewam, że nasz prezes już by tam był. Slangowo to określa się „doing time” (dosł. robienie czasu). Ten czas to od kilku do ponad stu lat.

W przeciwieństwie do większości nie zazdroszczę prezesowi zarobków. Fascynuje mnie co innego. Masowe ignorowanie u nas wszelkich zasad przygotowywania kadr na kierownicze stanowiska w biznesie. Tam, żeby zostać prezesem koncernu naftowego, trzeba skończyć jakąś legendarną uczelnię (piekielnie droga edukacja), później walczyć o każdy awans, dowodząc, że jest się lepszym od innych konkurentów. Długa droga, nauka i walka, doświadczenie i siła charakteru.

My przekreśliliśmy sens mądrej, odpowiedzialnej polityki kadrowej. Największym koncernem paliwowym kieruje b. wójt. W innym, mniejszym, prezesuje jego koleżanka, która talenty wykazała w gminnym ośrodku pomocy społecznej. Proszę sobie wyobrazić, jak ta para działa gdzieś w świecie wśród facetów z kwadratowymi szczękami, którzy o biznesie naftowym wiedzą wszystko. Wójt i jego koleżanka z tej samej gminy mają tam wydzierać decyzje, korzystne dla Polski. Strach się bać.

Takich przykładów są tysiące. Spółki i spółeczki państwowe obsiadła chmara ludzików na gigantycznych pensjach. W rządzie mamy podobny wysyp talentów. Ważnymi ministrami są: miły pan z teatru lalkowego, szef Urzędu Stanu Cywilnego, radni z odległych miejscowości, nieudacznicy, którzy gdzieś komuś wpadli w oko. Czekam, kiedy jakiś śwarny kapral zostanie generałem i trafi do Sztabu Generalnego.

Polscy piłkarze są mistrzami świata w podawaniu piłki do tyłu. W swoich klubach zagranicznych walczą zażarcie, to tam za wsteczną kopaninę wylądowaliby na trybunach. Reprezentacja natomiast jest nasza i nie będzie jakiś Portugalczyk dzieci nam germanił. Gramy mądrze, dojrzale, strategicznie – do tyłu.

Oglądając mecz Polska–Anglia widziałem całą naszą rzeczywistość. Podajemy wstecz, marząc, żeby kompromitująco nie przegrać. Kopiemy państwową piłkę nie po to, by coś wywalczyć, tylko żeby przetrwać. Jak najdłużej z tego korzystać.

Tadeusz Jacewicz