Zamówiłem taksówkę. Dwie osoby, dwie walizki. Cel – lotnisko. Taksówka przyjechała. Kierowca wysiadł i przyglądał się osowiale, jak manewrowałem walizką w kierunku bagażnika. Później rzucił okiem na drugą i powiedział „nie da rady!”. Osłupiałem, a on wyjaśnił, że tak wielkie walizki nie zmieszczą mu się w bagażniku. Poradził, żeby zamówić następną „taxi”, zaznaczając, że walizki są bardzo duże i potrzebny jest samochód kombi. Mój dobytek zapakowałem w standardowe, ważące po 20 kg walizki. Zacząłem drążyć problem. Po dłuższej przepychance taxi driver objaśnił, że w bagażniku ma koło zapasowe wyjęte z miejsca, w którym zainstalował zbiornik z gazem. W związku z czym bagażnik jest mały i walizki nie wejdą. Szlus.
Nie ma chyba bardziej rzucającego się w oczy przykładu bałaganu naszego cherlawego państwa jak dosyć ważna sfera taksówek osobowych. Gdyby ktoś złośliwy chciał szczegółowo zrelacjonować bezradność państwa i samorządów, powinien pojeździć taksówkami. Są porządne, sprawnie działające, odpowiednio oznakowane i profesjonalnie prowadzone. To jednak jest ginąca arystokracja taksówkowego fachu. Cała reszta to barachło prawne, organizacyjne, finansowe i techniczne. W tym taksówkowym bałaganie możliwe są kursy z Dworca Centralnego w Warszawie na Lotnisko Okęcie za 500 zł, na postojach taksówkarze okładają się łyżkami do zdejmowania opon. Jakość samochodów budzi grozę. Pomijam już, że część „taxi” powinna być odwieziona do składnicy złomu na lawetach, żeby nie stwarzać zagrożenia bezpieczeństwa publicznego. Oznakowania sygnalizujące, że to taksówka, mają liczne warianty i formy. Niekiedy na dachu jest kogut „Taxi”, kiedy indziej jest „Taki”, raz jest z boku kolorowy pasek, raz go nie ma, to samo jest z herbem miasta. Wielkość samochodów używanych do tego celu kurczy się z miesiąca na miesiąc. Niedługo trzeba będzie przy zamawianiu samochodu podawać wysokość osób jadących, ich wagę i ciężar teczki, którą przewożą, żeby dobrać odpowiedni pojazd. Wszystko, co jeździ na czterech kółkach, ma dzisiaj prawo udawać taksówkę.
Osobnicy siedzący za wolantem tych wehikułów też są zdumiewający. Coraz więcej widać ludzi, którzy przybyli z bardzo odległych stron i z pewnością mieliby trudności ze wskazaniem Warszawy na mapie. Jeszcze większe kłopoty występują, kiedy trzeba dojechać pod określony adres. Dogadać się z pasażerem im trudno, bo często nie znają słowa po polsku. Nawigacji w tych pudełkach rdzewiejącej blachy nie ma. Nawet gdyby była, to i tak by niewiele pomogła, przybysze nie są bowiem w stanie wpisać do niej adresu. Mają za to rozwinięty instynkt seksualny. W Warszawie toczy się obecnie ponad 20 postępowań w sprawie przemocy seksualnej wobec pasażerek w taksówkach na tzw. aplikację. Kierowcy przybyli z odległych krajów, kultur i obyczajów, uważają niekiedy, że kobieta wsiadająca do taksówki składa im prywatną wizytę. Dobierają się więc do pasażerek, obmacują je, jest kilka przypadków gwałtu. Firmy, które nie panują nad tym chaosem personalnym, składają drewniane zapewnienia, że pracują nad poprawą sytuacji. Oferują zmiętoszonym pasażerkom pomoc psychologa. Złapanie takiego Don Juana kierownicy bywa trudne, ponieważ często nikt nie wie, kto w danym momencie na danej trasie samochód prowadził.
Panowie politycy, panie polityczki, nie upokarzajcie nas. W każdym porządnym państwie rynek taksówek osobowych jest regulowany twardymi, drobiazgowymi przepisami. To jest bardzo wrażliwy punkt kontaktu ludzi w formule „jeden na jednego”, często cudzoziemców. Wizytówka państwa i miasta dostarczająca silnych wrażeń, pozytywnych lub negatywnych. Gdzie indziej taksówki są w jednolitych kolorach i ściśle określonej wielkości samochodów. Wykluczone są różne dychawiczne toczydełka, w które normalny człowiek mieści się z trudem. Taryfy też są ujednolicone i bezwzględnie przestrzegane. Za taką wycenę kursu z dworca na lotnisko, jak wspomniałem, w Berlinie czy w Londynie bezczelny taksówkarz poszedłby siedzieć. W Polsce fundują nam rozlazłe tłumaczenia urzędników, że przecież opłata za przejazd jest umowna i trzeba uważnie czytać drobny druk wywieszki na drzwiach, która o niej informuje.
Politycy zajmują się u nas najczęściej tematami ubocznymi. Minister oświaty chce stworzyć z uczennic prawdziwe kobiety, naczelnik państwa dziwuje się, że do osiemnastej można być mężczyzną, a później poczuć kobietą. Wszyscy są bardzo rozgrzani rozważaniem tych strategicznych zadań i problemów. Szukają poparcia i rozgłosu.
Mam dla nich dobrą radę: zabierzcie się za czyszczenie tego taksówkowego chlewu. Skutki będą widoczne natychmiast. Odczują je i pochwalą setki tysięcy ludzi dziennie. Dla polityka taka powszechna akceptacja to odkrywkowa kopalnia złota. Niech któryś zajmie się jej eksploatacją. Ten Chaos Taxi trzeba wypchnąć z polskich ulic.
Tadeusz Jacewicz